Zakaz jazdy rowerem elektrycznym
Zakaz jazdy rowerem elektrycznym, czyli o tym gdzie sięga nasz wzrok i dlaczego kończy się przed czubkiem nosa. Przy okazji ostatniego naszego wyjazdu rowerowego mieliśmy bardzo ciekawą sytuację. Na jednej z przełęczy spotkaliśmy grupę rowerzystów z którą wywiązała się rozmowa na temat rowerów elektrycznych. Dowiedzieliśmy się, że już niedługo zostanie wprowadzony zakaz poruszanie się rowerami elektrycznymi po górach. I nie ma co się śmiać, bo taki zakaz już obowiązuje np. na Słowacji. Aby to zweryfikować wystarczy co najmniej 5 minut w google. Ale nie o tym.
Zakaz elektryków
Na kolejnym rozwidleniu spotkaliśmy chłopaków na czymś co w połowie wyglądało jak rower a w drugiej połowie motor crossowy. I tu w grupie wywiązała się kolejna rozmowa z której, część uczestników była zbulwersowana tym, że takim rowero/motorem to już nie powinno się wjeżdżać w góry. Co ciekawe byli też w naszej grupie chłopacy, którzy jeżdżą off road samochodami po górach. Ale o tym za chwilę. Rozmowa zakończyła się tym, że naród głupi i potrzeba urzędnika, który nam powie co możemy a co nie.
Zakaz poruszania się rowerami elektrycznymi
Wnioski z tego wyjazdu są bardzo ciekawe jednym z nich jest to, że ludzie myślami wybiegają co najwyżej do połowy swojego nosa.
Piesi mają pretensje, że na szlakach są rowerzyści…
Rowerzyści mają pretensje, że na szlakach są E-rowerzyści…
E-rowerzyści mają pretensje, że na szlakach jeżdżą corssami…
I tak dalej i tak dalej, aż doszliśmy do naszych offroadowców, którym nie podoba się, że w Polsce nie mogą jeździć po górach a w innych krajach nie ma z tym problemu.
Oczywiście dla każdej z wymienionych grup jest hierarchia i tak dla pieszych jazda rowerem plasuje się gdzieś w okolicach wykroczenia, jazda crossem jest niedopuszczalna, a za off-road powinna być co najmniej kara śmierci. Fascynujące jest natomiast to, że każda z tych grup mogła by godzinami argumentować swoje racje i przekonywać, kto robi dobrze a kto źle, co komu zakazać a co pozwolić. Przy tym wcale lub w niewielkim stopniu słuchając co inna grupa ma do powiedzenia.
Podsumowując to czym można po szlaku a czym nie, obecnie dosyć jasno określa prawo. Dosyć bardzo podobna sytuacja jest przy kwestii tematu, kto ma pierwszeństwo na górskim szlaku. O którym pisaliśmy wcześniej tu: Kto ma pierwszeństwo na górskim szlaku.
PS.
Dla tych którzy nie zrozumieli teksu AI służy pomocą:
O czym naprawdę jest ten tekst?
Konkretny cytat z początku: „Dowiedzieliśmy się, że już niedługo zostanie wprowadzony zakaz poruszanie się rowerami elektrycznymi po górach. I nie ma co się śmiać, bo taki zakaz już obowiązuje np. na Słowacji” idealnie ilustruje główną tezę artykułu.
- „Zasłyszane” informacje: Informacja o nadchodzącym zakazie w Polsce nie pochodzi z oficjalnego źródła czy rzetelnej analizy przepisów, lecz z rozmowy z innymi rowerzystami. To podkreśla, jak plotki lub niezweryfikowane pogłoski mogą szybko się rozprzestrzeniać.
- Uwiarygodnienie częściową prawdą: Stwierdzenie o Słowacji jest częściowo prawdziwe (tam faktycznie są ograniczenia, zwłaszcza na szlakach pieszych w parkach narodowych), ale jest użyte w taki sposób, aby stworzyć wrażenie, że to samo musi dotyczyć Polski, mimo braku podobnych regulacji. To klasyczny zabieg, gdzie prawdziwy element (zakaz na Słowacji) jest wykorzystywany do uwiarygodnienia fałszywego wniosku (zbliżający się ogólny zakaz w Polsce).
- Brak weryfikacji: Mimo, że autor sam pisze, że „wystarczy co najmniej 5 minut w google”, by to zweryfikować, ironia polega na tym, że to właśnie brak takiej dogłębnej weryfikacji przez rozmówców (i prawdopodobnie wielu czytelników) prowadzi do powstawania takich mylnych przekonań.
Właśnie o tym jest ten tekst – o tym, jak perspektywa „przed czubkiem nosa” sprawia, że ludzie opierają się na zasłyszanych „prawdach” i własnych uprzedzeniach, zamiast na obiektywnych faktach i kompleksowej weryfikacji. To swoiste lustro, w którym odbijają się powszechne błędy poznawcze i tendencja do wierzenia w to, co pasuje do naszych wyobrażeń lub obaw.